Dzisiaj dostalem diagnoze. Po zdjeciu glowicy okazalo sie, ze nie ma dramatu. W 3-3.5tys remont ma sie zmiescic. Zaklad w ktorym robie to auto jest w Kielcach skad pochodze, a tam naprawa auta kosztuje srednio o polowe mniej niez w Wawie. Gdybym robil to tutaj, to pewnie tez bym sie zdecydowal na nowy silnik, bo wyjsciowo powiedziano mi 5k za remont zakladajac optymistyczny scenariusz. Za 5tys faktycznie mozna kupic silnik, ale do tego dochodzi przelozenie (koszt ok 2tys). Wiec wychodzi 7patoli i dostajesz kota w worku, bo nikt nie da wiecej niz miesiac gwarancji... Niestety moje bunia jest sprzed liftu, wiec w gre wchodza silnika z 2006r i starsze. Wszyscy sprzedawcy pisza, ze silnik jest po dzwonie w tyl i ze mial najechane 50-100kkm. Sure.... To tak samo jak pisanie, ze jezdzil emertyt tylko w niedziele do kosciola... Autko ma byc do odebrania w przyszlym tygodniu, wiec napisze jak wypadlo.