Niestety wracając z roboty, obroty na czwartym biegu stanęły w miejscu na około 2200, gaz w podłogę i nie idzie. Nagle obrotomierz zamknął zegar, wycie niesamowite i dym. Typowe objawy dla rozbieganego silnika i padniętej turbiny. Oczywiście mądry Polak po szkodzie i już nie pamiętam co dokładnie zrobiłem (powinno się dławić auto na 5 biegu), lecz zjechałem na pobocze, chyba wrzuciłem luz i wcisnąłem stop silnika (załapał za 3 razem i się wyłączył). Dym z pod maski leciał z około 10 minut, zostałem zholowany do znajomego, który dłubie przy autach. Oleju na silniku masa, ciężko było stwierdzić czemu schlapany przy tylko padniętym turbo(możliwe że coś jeszcze poszło), w dolocie intercoolera również, bagnet wskazywał jeszcze połowę maksymalnego poziomu oleju. Problem w tym wszystkim jest taki, że ciężko wywnioskować co padło oprócz turbiny, bo auto kręci, ale nie odpala. Przy próbie odpalenia grubszym kablem rozruchowym z pod korka silnika leci para, czyli jest tam bardzo duże ciśnienie, którego być nie powinno. Pompa paliwa sprawna. Komputer podpięty pod program wskazał błąd abs i to wszystko. Czyżby przypiekło pierścienie? Może ktoś mi jeszcze coś doradzić, co sprawdzić?